Strona autorska Leszka Kopcia
Leszek Kopeć - poeta, muzyk, radiowiec od lat związany z Wrocławiem. Laureat
wielu muzycznych nagród. Prywatnie, twórczość, rozgłośnia radiowa. Muzyczna
Cyganeria w Radiu Wrocław.
Moje oczy
Pies słucha, prowadzi, czeka, ostrzega przed niebezpieczeństwem. Pies wytresowany, pies przewodnik. Dla osób niewidomych – ich przyjaciel, kompan, towarzysz, prawdziwa życiowa podpora.
Leszek Kopeć, dziennikarz, ma podpalanego owczarka niemieckiego. Towarzyszem psycholożki Magdaleny Radwańskiej jest kremowy labrador. Okazał się niezbędny, gdy w hałaśliwym, tłocznym świecie przestała jej wystarczać biała laska. „Traktuję go jak członka rodziny. On stanowi o moim bezpieczeństwie. To jest nasza współpraca, to nasze wspólne chodzenie.”
Leszek Kopeć z rozczuleniem wspomina swój pierwszy kontakt z psem przewodnikiem. Pojechał do Mławy, tam, gdzie takie psy są szkolone. Pierwszego dnia byli razem: on, pies i treser. Pies słuchał się, chodził jak w zegarku. Drugi dzień okazał się znacznie gorszy. Zwierzak bez tresera zachowywał się chaotycznie, tak, jakby zapomniał o wszystkich naukach. „Wziąłem go do siebie do pokoju ”– opowiada Leszek Kopeć. „Miałem go wykapać. Bałem się go, bo był przecież bardzo duży. Pertraktowałem z nim. W końcu odważyłem się go wsadzić do wanny. Pamiętam przytulił mordę do mojego biodra. To było z jego strony takie poddanie się: no dobrze, szoruj, jak już musisz to robić.”
Tamtego pierwszego psa, cudownego, ktoś z sąsiadów Leszka Kopcia otruł. „Ludzie potrafią być naprawdę dziwni ”– mówi Leszek. Trudno zrozumieć im na przykład, że pies przewodnik nie może nosić kagańca. W środkach komunikacji miejskiej ten fakt bywa przyczyną wielu utarczek słownych. „Pies jest spokojny...” – opowiada Leszek. „Nie warczy, nie szczeka. A jednak często z góry traktuje się go jak bestię, która zagraża ludziom”.
Leszek Kopeć i jego owczarek są ze sobą wszędzie: w jego pracy w radiu, w tramwaju, na zajęciach muzycznych z niewidomymi dziećmi, na wieczornym spacerze. Leszek ze wzruszeniem i rozbawieniem wspomina chwile, gdy jego pies przewodnik wybawiał go z naprawdę poważnych opresji. Raz w ciemnym zaułku uratował go od trzech bandytów. Przewrócił jednego z nich, położył się na nim, a Leszek z komórki dzwonił na policję. „Ale psu trzeba zaufać... ”Wierzy, ze jego wilczur wyczuwa złe stany jego duszy i w porę je moderuje. „A mój pies jest...uśmiechnięty ”– stwierdza Magdalena. „I ja uczę się od niego dobroci”.
Z POEZJĄ POD GWIAZDAMI
To był piękny wieczór, wypełniony pogodną poezją, momentami refleksyjną, ale i taką przywołującą uśmiech. Gościem, a zarazem wykonawcą, który 1 lipca zawitał pod Milenijny Krzyż był Leszek KOPEĆ - piosenkarz, gitarzysta rodem z Wrocławia. O sobie mówi, że ma w życiu trzy pasje: muzykę, pracę w radiu i pracę z dziećmi niewidomymi. Sam również niewidomy, z radością, śpiewał i grał o życiu, pełnym krętych ścieżek. Publiczność gromkimi brawami nagradzała jego trud, klaszcząc także wówczas, gdy opowiadał o swoich przeżyciach czy żartował z prowadzącym koncert Witoldem Pelką. Naturalne piękno amfiteatru pod Krzyżem Wielkopolskim pomagało w pełniejszym odbiorze utworów, a usiane gwiazdami niebo doskonale uzupełniało tę scenę. W takim klimacie łatwiej można było odpowiedzieć na pytania padające ze sceny - jacy jesteśmy, i wraz z artystą wzlecieć gdzieś pod obłoki. Nawet donośny głos dzwonu Jana Pawła II jakby wkomponował się w nastrój tego wieczoru, a blask oświetlonego Krzyża rozświetlał dusze.
Może dlatego warto czasem wybrać się na taki koncert, by gdzieś między niebem a ziemią zrozumieć, że życie nie zawsze jest takie złe... Trzeba tylko umieć patrzeć poprzez serce.
Organizatorzy i sponsorzy koncertu: KOK Kobyla Góra, Ośrodek Duchowości "Samotnia", Starostwo Powiatowe, Trasko Invest, ZPM "Poprawa", Pollena Ostrzeszów, "Czas Ostrzeszowski".
Do radia chodzę z psem
Od kilkunastu lat głos Leszka Kopcia płynący z anteny Polskiego Radia Wrocław
gromadzi przy radioodbiornikach liczne grono wielbicieli nocnych audycji
poświęconych muzyce. Tylko nieliczni ze słuchaczy wiedzą, że autor niebanalnych
programów o poezji śpiewanej i piosence literackiej i turystycznej jest osobą
niewidomą. Jak się zaczęła pańska przygoda z radiem? Leszek Kopeć: Od słuchania.
Radio to moja pasja i miłość, która trwa od najwcześniejszego dzieciństwa, kiedy
to po nieudanej operacji okulistycznej straciłem wzrok. Słuchałem wtedy radia
niemal cały czas. Kiedy radio milkło zaczynałem krzyczeć, kopać i się wściekać.
Później jako uczeń IV klasy SP, całkiem przypadkowo zostałem zaproszony do
udziału w audycji w akademickim radiu „Iglica”. Tak mi się tam spodobało, że już
właściwie nie wyszedłem z radia chociaż zmieniałem redakcje; w okresie
studenckim działałem w akademickim radiu krakowskiej akademii górniczo-hutniczej
„Brzęczyk”. Od 17 lat czyli od 1989 roku jestem związany PR w rodzinnym
Wrocławiu. * Czy na antenie zawsze prezentował pan muzykę? - Nie zawsze, chociaż
rzeczywiście mój konik to nocne granie ze sztandarową audycją pt. „Nocna
Cyganeria”. Ale mam w swoim dorobku także inne programy np. „Bliżej siebie” w
czasie których poruszaliśmy tematy „podrzucane” nam przez słuchaczy: o miłości,
polityce, seksie, tolerancji itd. W audycjach dla dzieci grałem role Wiolinowego
Klucznika a w magazynie wojskowym Starego Wiarusa, który prezentował różne
piosenki. Miałem też program pt. „Wakacje z przygodą i biznesem” a także „Od 9
do 16”. * Czy brak wzroku to duże utrudnienie w pracy radiowca? - Myślę, że od
moich widzących kolegów różnie się tylko tym, że do pracy przyprowadza mnie pies
przewodnik, wilczur Gaspar. W samej pracy wzrok nie ma już znaczenia. Tu trzeba
umieć mówić tak aby ludzie chcieli nas słuchać, aby na nasz głos ktoś czekał,
aby poczuć się dzięki temu potrzebnym. Dla mnie właśnie to jest najważniejsze.
O mnie
"Nazywam się Leszek Kopeć. Urodziłem się 2 października, roku 1960 we
Wrocławiu, w szpitalu na placu 1 Maja (tak się wtedy ten plac nazywał), ale to
nie ma znaczenia, najważ-niejsze jest, że się tam urodziłem... Co ciekawe ponoć
zaraz po urodzeniu strasznie się darłem (tak zeznała mi moja mama, która
niewątpliwie jest zamieszana w tę całą aferę mojego urodzenia). Urodziłem się w
niedzielę podobno... i mama tuż przed urodzeniem mnie słuchała koncertu życzeń.
Co złośliwi twierdzą, że przez to słuchanie koncertu życzeń we mnie zrodziła się
tendencja do śpiewania i w ogóle jakby do muzyki w życiu. Tak się złożyło, że
będąc dzieckiem straciłem zupełnie wzrok. Ale dzięki moim rodzicom -którym
dziękuję za to , że traktowali mnie jak normalne dziecko, czyli nie jak dziecko,
które jest niepełnosprawne - chodziłem normalnie po podwórku, jeździłem na
rowerze w późniejszych czasach, w co rzadko komu uwierzyć, a jednak. Miałem
wielu przyjaciół i kolegów. I wszystko to dzięki temu, że moi rodzice nie
odizolowali mnie od innych dzieci. To przydało mi się w życiu w przyszłości. W
szkole podstawowej byłem dzieckiem nie bardzo skorym do nauki. O ile dobrze
sobie przypominam będąc w klasie 2 szkoły podstawowej moja pani wychowawczyni
napisała, iż : „Leszka ręce i paluszki nie są zbyt sprawne, ale jest to bardziej
objaw lenistwa niż jakiegoś niedorozwoju ...” Nie wiedziała co mówi, gdyż w 5
klasie szkoły podstawowej moje paluszki i wszystko inne uaktywniło się na maxa.
No i to już nie byłem JA. Byłem wtedy jeszcze drobnym chłopcem i koledzy
przezywali mnie „szczurek” . Pokończyłem masę różnych, dziwnych szkół...
Pierwszy mój zdobyty zawód to był ślusarz obróbki ręcznej warsztatowej w Szkole
Zasadniczej, przy ul. Kasztanowej 3a. Skończyłem też Technikum Radiowo
Telewizyjne ucząc się elektroniki jako jedna z pierwszych osób niewidomych (to
było na Wiśniowej we Wrocławiu – tam był tzw. Zakład Doskonalenia Zawodowego
kiedyś i on po dzień dzisiejszy jest). Moje losy bardzo różnie się układały.
Jako młody chłopak trafiłem do pracy do Spółdzielni Produkcyjnej, w której
pracowałem na takich stanowiskach, jak : elektromonter, wiertacz, gwinciarz. Ale
to były zawody, które jakoś do mnie nie trafiły. Ciało moje wykonywało, to, co
miało wykonywać natomiast dusza bardzo cierpiała. Później postanowiłem zostać
masażystą. Pojechałem w tym celu do Krakowa ... NOoo i tam się dopiero wszystko
pogmatwało.... W Krakowie okazało się, że ... zacząłem studiować na pewnej
uczelni. Mogę zdradzić, że był to UJ, ale nie skończyłem tej uczelni, albo
powiedzmy, że skończyłem, ale nie przyznaję się do tego oficjalnie. Ale mogę się
przyznać dla tych, którzy będą studiowali tę stronę, iż to była szacowna
uczelnia i wiele się tam nauczyłem, natomiast nie zależało mi za bardzo na
papierku. Mam słabość oczywiście do pięknych kobiet, jak każdy facet, ale tak
naprawdę moją rodzinę najbliższą tworzą poza oczywiście rodzicami i innymi
bliskimi mi osobami – Ja i 2 psy – to jest nieodłączna rodzina. Gaspar to piękny
owczarek niemiecki długowłosy, który jest psem przewodnikiem. I oczywiście
Nutka, moja suczka, która jest dyrektorem w domu i rządzi mną i Gasparem. No i
miewamy się zupełnie dobrze we troje. Największa miłością w moim życiu na pewno
jest śpiewanie i granie, ale do tych miłości życiowych należy zaliczyć też pracę
z dziećmi i (złośliwcy mówią) praca w radiu i ... praca w radiu. Cóż jeszcze
mógłbym o sobie powiedzieć ?... Mogę powiedzieć, że jestem kimś, kto jest jedną
wielką życiową improwizacją. Na pewno chciałbym być człowiekiem poukładanym w
jakiś sposób. Nie jestem. Jestem człowiekiem który jest ciągle rozbiegany, który
chodzi gdzieś z głową w obłokach i któremu ciężko jest się przystosować do
dzisiejszego świata. Myślę, że ja powinienem urodzić się 100 lat wcześniej i
wtedy w tamtym świecie znalazłbym sobie chyba łatwiej miejsce niż w dzisiejszym
świecie, który jest dla mnie bardzo trudny. Ja nie umiem się pogodzić z
niektórymi rzeczami, które dominują w naszym życiu. Nie umiem się pogodzić z
tym, że ludzie przestają się szanować. Jestem w ogóle buntownikiem i pewnie taki
już umrę ( chociaż żyć chcę oczywiście długie, długie lata, no bo życie jest
piękne i jest jedno , dlatego trzeba je wykorzystać na max – jak mawiają ).
Gdybym miał cokolwiek w swoim życiu zmienić nie zmieniłbym niczego. Łatwo
policzyć ile mam lat. A więc nie jestem najmłodszy, nie jestem najstarszy
natomiast chciałbym po sobie pozostawić jak najwięcej śladów, dobrych śladów i
do tego będę dążył. NO i oczywiście przyjąć zasadę medyczną – przede wszystkim
nie szkodzić. Chociaż to bardzo trudna zasada i muszę z przykrością stwierdzić,
że w dzisiejszych czasach trudna do realizacji, ale jeśli coś jest trudne nie
oznacza, że jest niemożliwe. A więc do zobaczenia gdzieś tam ze mną, do
spotkania albo poprzez moje piosenki, albo zgdzieś na jakimś koncercie albo w
audycji radiowej. Przesłanie, które znajduje się na tej stronie i ta piosenka
„Chcę biec do ludzi” – nie wiem jak to się stało, że stała się ona moim
przesłaniem. Przesłaniem, które chcę by do końca mojego życia nie wygasło. Chcę
też na tej stronie zamieścić podziękowania dla moich przyjaciół Beaty i
Klaudiusza (Bez Cła) za to, że dzięki ich zapałowi i pracy mogła zaistnieć ta
strona internetowa. Do usłyszenia i zobaczenia ... To mówiłem ja - Leszek
Kopeć." Rozmowa ta została przeprowadzona i nagrana 28 września 2006 roku we
Wrocławiu. Jedyne, co kochałem zawsze to śpiew i muzyka. Od 5 klasy szkoły
podstawowej zacząłem uczyć się gry na instrumentach muzycznych, takich jak
mandolina, skrzypce i instrument dziecięcy – wtedy jeszcze to nazywało się MIKI
(taki instrument, który miał klawiaturę, a na niej białe i czarne przyciski,
miał chyba z półtorej gamy). To było wielkie przeżycie dla nas, że możemy na
czymś takim grać. Już w szkole przejawiałem tendencje do śpiewania, najpierw
śpiewałem jako dziecko w jakimś tam zespole, później w chórze takim 120
osobowym, no i oczywiście grałem. Nauczyłem się gdzieś w 6 klasie szkoły
podstawowej grać jako tako na gitarze, potem już byle jak, potem już trochę
lepiej i tak na tym „ trochę lepiej” pozostałem do dnia dzisiejszego. Nie wiem
skąd mi się wzięło komponowanie piosenek. Nie wstydzę się tego, że piszę również
wiersze, choć nie wiem, czy to można nazwać wierszami... No powiedzmy
przemyślenia spisywane trochę poezją, trochę prozą. To Kraków jakby sprawił, że
wszystkie moje zachcianki artystyczne i kaprysy zaczęły się spełniać. To dzięki
Krakowowi wystartowałem w Festiwalu Piosenki Studenckiej. Nie zdobyłem tam
żadnej nagrody, ale to Kraków kierował mnie na ten Festiwal – to było naprawdę
wyróżnienie reprezentować takie środowisko akademickie jak Kraków. Po – można
powiedzieć – burzliwym pobycie w Krakowie i moich podróżach po całej Polsce
pozostało wiele taśm, które leżą teraz w zbiorach Akademii Górniczo – Hutniczej.
Muszę zaznaczyć, że uwielbiam Polskie Koleje Państwowe i pociągi. :-)
Odwiedzałem wtedy wszystkie festiwale, które były i jako dziennikarz radiowy i
jako ktoś, kto rejestrował te festiwale - Były to festiwale takie, jak: YAPPY,
WŁÓCZĘGI w Zielonej Górze, Bazuny, Nocne Śpiewanie w Świeciu, Szałamaja w
Kwidzynie, Festiwal Młodych Talentów w Grudziądzu i wiele, wiele innych. Byłem
dziennikarzem, który rejestrował piosenkę turystyczną, poezję śpiewaną i ....
później zacząłem sam ten nurt uprawiać. Nie wiem, czy zaraziłem się, czy też to
zawsze we mnie było. Nigdy do tego nie dochodziłem. Autorami obydwu zdjęć są
Wiktor Zadworny i (lub) Wojciech Kula. Zdjęcia pochodzą ze strony
www.yapa.art.pl Chcę dodać, że wszyscy Ci, którzy będą chcieli słuchać moich
piosenek na stronie internetowej znajdą kilka utworów w takim mixie. Jeśli ktoś
będzie chciał jakiekolwiek piosenki, które ja wykonuję, które śpiewałem to te
piosenki zawsze do niego dotrą, wystarczy skontaktować się ze mną. Chciałem tu
podkreślić i podziękować bardzo gorąco wszystkim tym, którzy mnie do tej pory
pamiętają i myślę, że ich nie zawiodę. Bo śpiewać nie przestanę do końca życia,
komponować tym bardziej, a pisać ... pisać nie można przestać. Jeżeli się już
raz zacznie, to jest to jak nałóg. Rozmowa ta została przeprowadzona i nagrana
28 września 2006 roku we Wrocławiu. W roku 1989 w Ośrodku Dzieci Niewidomych i
Niedowidzących we Wrocławiu, którego byłem absolwentem założyłem dziecięcy
zespół DO CZASU. Skąd nazwa? Otóż... Zajęcia z dziećmi trwają przez cały czas w
trakcie ich pobytu w szkole i w internacie. Co roku któreś dzieci odchodzą a
następne przychodzą – skład ciągle się zmienia. Stąd nazwa „Do czasu”. Zespół
wydał 3 płyty: • „Do czasu” – 16 autorskich piosenek. • „Jarmark Świata” – 20
autorskich piosenek. • „Kolędy” – zbiór dwunastu pastorałek w oryginalnych
aranżacjach wokalno-instrumentalnych. Ponadto brał udział i zdobywał nagrody i
wyróżnienia w wielu Przeglądach , Konkursach, Festynach i Festiwalach
muzycznych. Koncertował i wystawiał spektakle naszego autorstwa. Praca z dziećmi
to moja kolejna pasja. Daje mi wiele zadowolenia i satysfakcji. Audycja dzieci
Dziennikarz dziennikarz radiowy gitarzysta kompozytor Muzyczna Cyganeria
niewidomy piosenkarz poezja śpiewana piosenka autorska piosenka
literacka piosenka turystyczna Polskie Radiow Wrocław radiowiec poeta
Ośrodek Dzieci Niewidomych i Niedowidzących we Wrocławiu Festiwal Piosenki
Studenckiej praca w radiu praca z dziećmi niewidomymi proza przeglądy rozgłośnia
sztuka słuchania Wrocław Dziennikarz cyganeria muzyka W 6 klasie szkoły podstawowej zetknąłem się po raz pierwszy z radiem
„Iglica” we Wrocławiu, co sprawiło, że chyba zarazili mnie już tym na zawsze. W
dniu Dziecka 2 typy zaczepiły mnie na Placu Grunwaldzkim pytając, czy lubię
słodycze... Cóż może odpowiedzieć szóstoklasista - „uwielbiam” – i tego samego
dnia wieczorem trafiłem na program w studio akademickim „Iglica” we Wrocławiu.
To było w T2 i ... zostałem już tam na ładnych parę lat, co najmniej 3. Nosiłem
za panami radiowcami kable, robiłem im herbatę, nosiłem taśmy i w ogóle ...
Potem ten temat się urwał aż do momentu kiedy zjawiłem się w Krakowie.
Natychmiast trafiłem tam do akademickiego radia „Brzęczek” – to było studio
radiowe Akademii Górniczo – Hutniczej. Trafiłem tam - bagatelka - na 8 lat. Tyle
lat też byłem w Krakowie i nie ukrywam, że Kraków zrobił na mnie ogromne
wrażenie, jednocześnie dał mi najwięcej doświadczeń życiowych. Tam się uczyłem
bycia dziennikarzem, nagrywania słuchowisk, realizacji dźwięku – wszystkiego
tego, co radiowiec winien umieć. Byłem też przez pewien czas szefem redakcji
rozrywki, która tam funkcjonowała. Przygotowywaliśmy audycje rozrywkowe, między
innymi „Magazyn Dwóch” - tu pozdrawiam kolegów, którzy przebywali ze mną w
Krakowie i tworzyliśmy bardzo zgraną paczkę w radiu „Brzęczek”. Od 1989 roku
pracuję w Polskim Radiu Wrocław. Mój pierwszy Szef – wspaniały człowiek – Lothar
Herbst Poniżej wycinki z książki „Tu Polskie Radio Wrocław” Heleny
Małachowskiej, Wyd. Europa 1996. „Muzyczna Cyganeria” jest audycją, którą
tworzymy od 1989 roku. Jest to audycja poświęcona piosence autorskiej, piosence
poetyckiej oraz piosence turystycznej (tej może trochę w mniejszym stopniu a
jednak). Ta audycja jest taka jak jej autor. Czasami bardzo poukładana, czasami
niepoukładana, czasami bardzo zróżnicowane rzeczy się tam znajdują. Ale to
przecież o to chodzi, żeby zaskakiwać słuchaczy. Tu pozwolę sobie przytoczyć
cytat własny : „ muzyczna cyganeria to wędrówka i poszukiwanie i bardzo ważna
umiejętność - ćwiczymy w Muzycznej Cyganerii sztukę słuchania innych i samego
siebie. Tak więc do muzycznej Cyganerii zapraszam (obecnie w każda środę od
23:00 – 01:00). Muzyczna Cyganeria otwiera swe podwoje i czeka na wszystkich.
Każdy ma swoją drogę życiową i myślę, że moją drogą do końca życia powinno być
wypełnianie pewnego posłannictwa - bycie dla słuchaczy, którzy chcą słyszeć głos
ludzki, bycie dla tych, którzy nocą nie śpią, którzy nie śpią bo cierpią, nie
śpią bo nie mogą spać z różnych innych powodów, bo pracują lub są bardzo
samotni. Do takich ludzi chciałbym mówić, dla takich ludzi chciałbym tworzyć
radio. Radio moich marzeń – nie wiem, czy kiedyś ono się otworzy, ale kto wie,
może kiedyś uda mi się to zrobić, żeby mieć własną rozgłośnię, która będzie taka
jak ja chcę... Rozmowa ta została przeprowadzona i nagrana 28 września 2006 roku
we Wrocławiu.